*******************
Pamiętam ten niebywały wręcz apetyt na życie. Wewnętrzny uśmiech i nonszalancję w ruchach. Lekki krok i odległość od ust mierzoną kroplami padającego deszczu. Spacery z zamkniętym parasolem w dłoni. Przemoczone oczy, przemoczone buty. Przemoczone myśli. Słowa z trudem przeciskające się przez cząsteczki mgły i zapadającego zmroku. Szczęście rozgrzewające zmarznięte dłonie. Pamiętam szkolne wydania "Nota bene" , melonik i spodnie na szelkach w dniu premiery sztuki Samuela Becketta na deskach naszego liceum. Wystukane na maszynie opowiadanie, którego bohaterka tak wiele przejęła ode mnie. Pamiętam każdy list wsunięty do kieszeni mojego płaszcza, odurzający zapach frezji i wagary, na których nie było między nami słów, bo mogły spłoszyć uczucia. Muzykę mówiącą za nas, gdy nieśmiałość zatrzymywała słowa w gardle. Marillion, Sting, Peter Gabriel, Simple Minds. I "Kayleigh" wciąż opowiadającą naszą historię ( --> klik ! ). Wspólne wyprawy na wzgórze z panoramą miasta u stóp i słuchawkami wysłużonego walkmana. Pamiętam wycieczkę w Bieszczady i te chwile, kiedy bliskość odbierała oddech. Leśną polanę wypełnioną po brzegi zapachem mokrych traw i lawiną zimnych kropli spadających z drzew. Pamiętam też trudne rozmowy. "Blaszany bębenek" oglądany w klubie filmowym i nieprzespane noce spędzone nad książkami - Kafka, Kundera, Beckett. Kółko historyczne ze słyszaną pierwszy raz w życiu szokującą prawdą o Katyniu i wkuwanie słówek tuż przed ustną maturą z greki. I andrzejki u Zapałki. II koncert fortepianowy Chopina i trudne rozstanie po maturze. Pamiętam też zaskoczenie i radość, kiedy po sukcesie odniesionym w "Filmidle" usłyszałam któregoś dnia - " Fakty, Marcin Pawłowski, witam państwa ". Marcin. Ten sam głos, to samo - tak dobrze znane mi - zawadiackie spojrzenie. Zmieniła się tylko nasza rzeczywistość. Stan cywilny, imiona tych najważniejszych dla nas osób.
*******************
Zamykam zniszczony brulion. Zatrzymuję bohaterów jednego zeszytu z niedokończonym gestem, z niedopowiedzianymi słowami . Bez wyjaśnień . Z historią utrwaloną pomiędzy szarymi okładkami. Z echem kroków wciąż brzmiącym na szkolnym korytarzu. Szukam wytłumaczenia, możliwości rozmowy. Uśmiechu, który potwierdzi, że wszystko jest już jasne, że każde z nas jest szczęśliwe w swoim świecie. Na swoich wyspach szczęśliwych. Tyle tylko, że to już niemożliwe. Bo nie zdążyłam. Przed rakiem i przed panem Bogiem. Bo po prostu zabrakło mi odwagi.
Pozdrawiam - M.
Nie wiem co napisać...słowa ugrzęzły mi w gardle...w głowie tyle myśl...Mogę napisać jedynie,że bardzo mi przykro...
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienie...
OdpowiedzUsuńbardzo smutne słowa, pełne powagi i bólu?
OdpowiedzUsuńMaszko Kochana, ależ Ty pięknie piszesz... każde Twoje słowo i każdy przecinek wywołuje olbrzymie emocje u mnie. Marcin Pawłowski... również pamiętam ten głos i tę walkę, niestety przegraną walkę... wspomnienia masz piękne, dobrze, że ten brulion przetrwał, że możesz obudzić tę pamięć detalu... tulę Cię bardzo mocno!
OdpowiedzUsuńCzytałam za zapartym tchem, jak najlepsze, wciągające i wzruszające opowiadanie. Tak pięknie napisałaś! Pamiętam Marcina z "Faktów", jego chorobę i niestety informację, że odszedł... Na szczęście są wspomnienia, których nikt i nic nie jest w stanie nam odebrać.
OdpowiedzUsuńMartyno, przytulam i buziam baaaardzo mocno - D.
Cudowna pamięć....niestety nie ma odpowiedzi na nurtujące nas pytanie w takim momencie...
OdpowiedzUsuńNie mam słów....łzy mi lecą i nie umiem nic mądrego napisać....bo mam podobne doświadczenia,ale to nic,teraz ....teraz znowu ta straszna choroba jest tutaj.Chyba nie ma rodziny,w której ktoś nie odszedł lub nie chorowałby na nowotwór.A ja nie umiem sobie z tym poradzić.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Ciebie czytać i czerpać z Twoich historii coś dla mnie samej...
OdpowiedzUsuńoj były to czasy, naszej głupoty, miłości i tęsknot...dziś też mam takie bruliony, które kryją tajemnice...one nigdy nie wyjdą na światło dzienne...ale powiem Tobie, że dobrze trzymać w sobie takie emocje, przez to stajemy się bardziej ciekawi...
Pozdrawiam Kochana Maszko:)
Gdy wydaje nam się że nic już nie ma to przecież mamy jeszcze wspomnienie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń...pięknie napisałaś... Marcin przetrwał we wspomnieniach...
OdpowiedzUsuńPrzegrał tu, po ziemsku tę nierówną walkę z chorobą... ale ocalała jego cząstka dzięki takim pamiątkom...
...pięknie i wzruszająco...
Pozdrawiam
Pięknie i wzruszająco. Pamiętam Marcina. Bardzo lubiłam oglądać program Filmidło. To wielka strata. Niestety niezbadane są wyroki boskie, nikt nie wie ile mamy przeznaczonego czasu tu na ziemi. Pozdrawiam Cię.
OdpowiedzUsuńJednych pożegnaliśmy, innych powitaliśmy na tym świecie . . . Jedne dni przeżyliśmy, a inne straciliśmy bezpowrotnie . . . Ja mam tylko kilkanaście stron takiego brulionu i pełną głowę wspomnień :) Pozdrawiam cieplutko. Ania
OdpowiedzUsuńBardzo piękny tekst. Poczułam się nieco onieśmielona, że właśnie na jego natknęłam się trafiając na Twojego bloga pierwszy raz. Nie znając Twojej historii, nie znając Ciebie. I mogłabym uciec speszona bliskością jaką oddałaś w tym tekście a zostałam oczarowana mądrością. Dziękuję Ci za tę chwilę wzruszeń i za odwagę jaką miałaś otwierając ten brulion.
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia kawałków życia :)
OdpowiedzUsuńPięknie i wzuszająco:) Pamiętam Marcina Pawłowskiego w Faktach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChcę, żebyś wiedziała, że przeczytałam, ale... wszystkie słowa, cokolwiek bym Ci nie napisała, wydają się takie puste...
Usuń