piątek, 3 marca 2017

Toaleta, czyli kręta droga do komfortu



Nareszcie jest, choć kompletnie pod prąd i wbrew blogowej modzieBiała. I trochę szara też.
  

 Z dużym lustrem. Z cudem znalezioną umywalką, która koniecznie musiała być bezotworowa, naprawdę mała i na dodatek wisząca. Z pieczołowicie dobieraną baterią, żeby broń Boże wylewka nie okazała się za długa. Syfonem bez żadnych sztukowanych zakrętów i dodatkowych niespodzianek. Z obiecanym mojemu M. planem Nowego Jorku, żeby już całkiem było surowo i po męsku, tabliczką skierowaną na drugą stronę lustra, że to jednak tędy, i ciągle brakującym metalowym koszem na wszelki zapas i niespodziewany przypadek. 



Z istniejącymi wyłącznie na liście "Do pilnego kupienia" uchwytami, szczotkami i dozownikami. Podliczonymi kosztami, straconymi nerwami do fachowca, co to zawsze wie lepiej, a potem i tak trzeba skuwać płytki i zamawiać drugie lustro. Z opaską od ościeżnicy trzymającą się na razie i na słowo honoru, fugą do uzupełnienia, brakującym progiem i wielkim apetytem na ciąg dalszy remontu. Ale jest, choć bez modnych płytek przypominających wymarzoną już dawno cegiełkę.



Z mieszkania wciąż w stanie remontu gorąco pozdrawiam - M.
 
 


*******************
PS - Zrobienie zdjęć sprawiło mi sporo trudności - pomieszczenie jest tak małe, że uchwycenie czegoś to prawdziwy wyczyn...