sobota, 31 sierpnia 2013

Chorujemy



  Zaczęło się od najmłodszego w rodzinie. Cztery dni z wysoką temperaturą, bolącym gardłem , brakiem apetytu i nudnościami.  I marudzeniem .Wizyta u lekarza. Noooo ... to tylko wirus. Leczymy tym, co do tej pory, a jak pojawią się powikłania ( ucho, trudna do zbicia temperatura ), to proszę przyjść jeszcze raz. Kolej na mnie. Zwykłe leki nie pomagają. Dwa dni robocze bez konkretnego leczenia, bo ... pani doktor już ma na dzisiaj komplet. Podejście trzecie i  - antybiotyk. Niby lepiej, ale każdy wieczór kończy się  wygrzewaniem pod kocem i przytulaniem poduchy.  Córka ---> katar + gardło = niewinne złego początki. M. dziś rano - coś czuję w gardle ...  


Czekam na przesyłki zamówionych elementów do zrobienia cukiereczków, a potem tylko  malowanie i przecieranie. Dziewczyny, przepraszam za tą zwłokę, ale wszystko idzie jak po grudzie. Przerwy urlopowe na Allegro, cała rodzina chora. Ale dam radę .
Ostatnio dostałam kilka wyróżnień. Dziękuję za nie bardzo.


Tymczasem - wciąż chora i na dodatek rozbita i osłabiona przez antybiotyk -  pozdrawiam - M.  

  
PS - Moje ostatnie obserwacje potwierdziły wcześniejsze przypuszczenia,  że chory mężczyzna   ( nawet ten mały ... )   -  to prawdziwy kataklizm ...

czwartek, 22 sierpnia 2013

Serenissima, czyli o tym, jak spełniają się marzenia



Serenissima. Najjaśniejsza. Miasto unoszące się na wodzie. 118 wysp połączonych siecią kanałów i mostów. Mekka artystów olśniewająca malowniczymi zakątkami. Dekadenckie miasto będące od wieków nieustanną inspiracją . Wenecka Laguna. Pierwotnie -  schronienie dla uciekinierów, gwarancja bezpieczeństwa przypieczętowana obecnością jednego z czterech żywiołów - wody. Potęga morska  na Adriatyku i wschodniej części Morza Śródziemnego. 


O zwiedzeniu Wenecji marzyłam od lat. Od momentu, kiedy na ścianie pokoju zawisły trzy olbrzymie czarno - białe plakaty oprawione w ramy, nie mogłam przestać myśleć o tym pływającym na wodzie mieście. Zauroczyło mnie światło załamujące się na falach, ażurowa konstrukcja mostu łączącego dwa brzegi kanału i ten trudny do zdefiniowania klimat sfotografowanych przez Heiko Lanio miejsc. I ... powtarzałam sobie w myślach, że kiedyś tam pojadę ...




Dlatego pewnie, planując drogę powrotną z Chorwacji, M. brał pod uwagę możliwość nadłożenia blisko 400 kilometrów  i .... odwiedzenie Wenecji. Chyba nie muszę pisać o tym, co działo się z moją wyobraźnią ?! o tym, jak bardzo realne stały się moje spacery ciasnymi, urokliwymi uliczkami i weneckimi sestieri ( dzielnicami ), mieszczącymi się na poszczególnych wysepkach, połączonych siecią kanałów i urokliwych mostków ?!




Kilka godzin jazdy przez Chorwację. Słowenia, granica słoweńsko -włoska, Triest, Preganziol. Mały hotelik, w pobliżu którego znajduje się stacja kolejki dowożącej turystów do Wenecji. Pierwszy nocleg. Płytki sen, ciągłe spoglądanie za okno, czy już się rozwidnia. Wstajemy. Kawa z mlekiem smakuje wybornie, do tego typowo włoskie śniadanie ( na słodko ! ). Wychodzimy z hotelu i po chwili stoimy już na peronie. 30 minut w podmiejskim pociągu dłuży się niemiłosiernie ! Z wielkim natężeniem wsłuchuję się w komunikaty rozbrzmiewające w piętrowym wagonie kolejki. Uśmiecham się, bo przecież niezależnie od podawanych informacji z pewnością zauważę, że zbliżam się do celu - tory kolejki przebiegają wzdłuż grobli, łącząc Serenissimę z terrafermą ( stałym lądem ). Moja niecierpliwość sięga zenitu !





Wysiadamy. Przechodzimy przez halę stacji Venezia Santa Lucia. Pierwszy rzut oka na kanał i most znajdujący się tuż obok dworcowych schodów i ....... już wiem, że moja wyobraźnia nie wyczarowała niczego, czego nie mogłabym zobaczyć " na żywo ".





   

Wchodzimy na pierwszy most wzniesiony nad słynnym Canal Grande. Przyglądamy się stłoczonym gondolom i wypełnionym po brzegi vaporetti, dużym motorowym łodziom, pełniącym rolę tramwaju . Z pobliskiej kawiarni dobiega gwar rozmawiających.

 Każdą cząstką  odczuwam ten niesamowity klimat. M. pogania, przed nami naprawdę długi spacer. Musimy dotrzeć do mostu Rialto i - oczywiście - do Placu Św. Marka. A ja już wiem, że moja fascynacja tym niezwykłym miastem będzie jeszcze silniejsza. Dźwięk  migawki aparatu towarzyszy mi nieustannie. Pierwsze rodzinne zdjęcia " z Wenecją w tle ". Ruszamy dalej. Schodzimy w dół. Przed nami labirynt ciasnych, urokliwych uliczek .




Poznajemy nieco inne oblicze Wenecji. Mijamy miejsca, których zdjęć nie znajdzie się w przewodnikach czy folderach turystycznych. Fotografuję detale, fragmenty, fakturę i kolor - prawdziwą twarz odwiedzanych miejsc.  Poskładane w całość z ujęciami panoramicznymi i " pozowanymi " - oddają autentyczny klimat miasta.






Mijamy urocze sklepiki lokalnych artystów ( mascareri ), zajmujących się ręcznym wyrobem słynnych weneckich masek ( tradycja ta sięga XIII wieku ! ). Bajeczne formy, feeria barw. Groteskowy uśmiech obok chłodnych, pustych oczu.  


Różnorodność kształtów masek jest fascynująca.  Bauta ( biała maska bez żadnych zdobień uzupełniona czarnym płaszczem ), Moretta ( aksamitna maska dla kobiet z przyszytym  guzikiem, który należało trzymać w ... ustach ... ), Pantalone, Arlecchino. I najciekawsza - Medico della Peste ( Lekarz Dżumy ) z długm dziobem / nosem, do którego wkładano mieszankę ziół zapewniającą  dottore bezpieczeństwo w przypadku kontaktu z chorym. Zaglądam przez otwarte drzwi do wnętrza sklepu. Pochylony nad swoim warsztatem mascareri nawet na chwilę nie odrywa się od  pracy.



Pokonujemy kolejne mostki łączące kanały i przyglądamy się zręcznie manewrującym gondolierom



 



Odkrywamy przejścia, zaułki, mało uczęszczane miejsca, co w Wenecji, mieście odwiedzanym rocznie  przez blisko 20 milionów turystów, nie jest wcale takie proste.








   
 I nagle - Ponte  di Rialto, nad Canal Grande - " najpiękniejszą ulicą świata ", główną arterią wodną miasta. Przebijamy się przez tłum okupujący ażurową konstrukcję. Znam ten most. Z plakatu. Dotykam ręką chropowatego muru balustrady i kilkakrotnie powtarzam cicho - teraz naprawdę znam ten most...







Schodzimy po kamiennych stopniach Ponte di Rialto i skręcamy w lewo. Kręte uliczki prowadzą w nas w głąb miasta. Zaczynamy odczuwać zmęczenie. W pewnej chwili, za przykładem innych, zadzieramy wysoko głowy. Trudno nie wyrazić głośno swojego zachwytu. Przed nami Basilica di San Marco. Pięć bogato zdobionych kopuł w stylu bizantyjskim, mozaiki inkrustowane złotem, płaskorzeźby będące najważniejszym zabytkiem rzeźby romańskiej we Włoszech.


 


  

Tuż obok - Torre dell' Orologio ( Wieża Zegarowa ). Na tarczy mechanizmu zegarowego umieszczono kalendarz, znaki zodiaku, fazy księżyca i układ słoneczny. Mocno niebieska barwa zegara wyraźnie odcina się od jasnego muru.

 

Podchodzimy pod mury Pallaco Ducale ( Pałacu Dożów ). Wenecki gotyk. Lekkość ażurowych arkad robi na mnie olbrzymie wrażenie. Geometryczny wzór z biało - różowego kamienia ozdabia mury pałacu - centrum życia politycznego Wenecji. 







 

Przez dłuższą chwilę stoimy jak zaczarowani na Placu Św. Marka, po czym udajemy się na Riva degli Schiavoni ( Nadbrzeże Schiavoni ). Oglądamy słynny Ponte dei Sospiri ( Most Westchnień ).
   

Wtapiamy się w tłum turystów.


  

 


 
Zmęczenie, upał. Obawa, że nie zdążyliśmy jeszcze zobaczyć tak wielu miejsc. Dziesięć godzin marszu daje się jednak we znaki ... Zamykam oczy i próbuję zatrzymać w środku wszystkie emocje, każdą myśl i refleksję towarzyszącą mi zwiedzaniu Wenecji. Idziemy w stronę stacji kolejowej. Każdy pokonywany most to jak zdobycie olbrzymiej góry. Jeszcze tylko 30 minut drogi kolejką. Stacja Preganziol. Hotel. Zasypiam natychmiast i ... dalej  - choć w nieco inny już sposób - spaceruję urokliwymi uliczkami Serenissimy . Najjaśniejszej.


Pozdrawiam - M.