Krótkie spięcie, niekontrolowany ruch , dźwięk tłuczonego szkła. A potem - płacz, w tym mój. Nerwy i szycie ran. I szczepienie przeciwko tężcowi. Ktoś jednak nad nami czuwał, że cała ta historia nie skończyła się znacznie gorzej. Dziś - prawie wszystkie szwy wyjęte. Pozostaną tylko blizny i refleksja, że życie ludzkie jest bardzo kruche .
Pozdrawiam truskawkowo - M.
Ale pysznie. Witaj krajanko. Jesteś chyba też na deccorii?
OdpowiedzUsuńWitaj, rzeczywiście jesteśmy krajankami ( odwiedziłam Twój blog ) i faktycznie - jestem na Deccorii . Pozdrawiam serdecznie i zapraszam częściej ;)
UsuńWspaniale, że wszystko dobrze się skończyło :) Truskaweczki w przepysznym wydaniu :))) Ślinka cieknie...
OdpowiedzUsuńtruskawkowa biesiada :)
OdpowiedzUsuńMniammm... szkoda,że ta rozkosz trwa tak krótko... ;)
Usuńśliczności robisz i pokazujesz, mniam :)
OdpowiedzUsuń